Obserwatorzy

czwartek, 29 stycznia 2015

Peeling do twarzy Delia

Regenerujący peeling do twarzy 
z olejem arganowym
Delia Cosmetics

Rzutem na taśmę, jeszcze przed wpisem o nowościach i denkiem, chciałabym Wam opowiedzieć o peelingu do twarzy firmy Delia. To jeden z wielu kosmetyków polskich producentów, który miałam okazję używać. I powiem Wam, że kolejny raz się nie zawiodłam, dlatego coraz chętniej sięgam po produkty naszych rodzimych firm. 




Informacje od producenta:
Dogłębnie i skutecznie usuwa wszelkie zanieczyszczenia skóry, zapewniając jednocześnie doskonałą pielęgnację. Drobinki peelingujące złuszczają martwe komórki naskórka, intensywnie wygładzając i pobudzając skórę do regeneracji. Pielęgnacyjne działanie peelingu oparte jest na niezwykłym bogactwie formuły: Olej arganowy "Eliksir Młodości" - doskonale nawilża i ujędrnia; przeciwdziała procesom starzenia się skóry, poprawia jej elastyczność i sprężystość. Naturalna Betaina - nawilża i wygładza. D-panthenol - łagodzi podrażnienia.
Peeling skutecznie wygładza, zmiękcza i odświeża, gwarantując uczucie komfortu i aksamitnego dotyku skóry. 

Skład:
aqua, coco-glucoside, glycerin, polyethylene, betaine, PEG-7 glyceryl cocoate, argania spinosa kamel oil, phenoxyethanol, ethylhexyglycerin, acrylates/C10-30 alkyl acrylate, crosspolymer, triethanolamine, parfum, methylparaben, panthenol, xanthan gym, disodium EDTA, caramel, CI 47005



Moja opinia:

Peeling zamknięty jest w miękkiej, plastikowej tubie o poj. 60 ml. Zamknięcie na "zatrzask" działa bez zarzutu, łatwo się otwiera nawet mokrymi dłońmi. Opakowanie postawione "na głowie" dzięki czemu nie musimy wytrząsać z niego kosmetyku, ponieważ  bardzo ładnie sam spływa na dno. Otwór dozujący, przez który wydobywamy kosmetyk, mały, ale jednocześnie dostosowany do konsystencji produktu.



Zapach bardzo delikatny, subtelny, mało wyczuwalny.
Konsystencja żelowa  w jasnożółtym kolorze. Bardzo łatwo  rozprowadza się po twarzy, nie spływa z niej.
Malutkie drobinki peelingujące zanurzone są w półprzezroczystej bazie, są one bezbarwne, przez co raczej niewidoczne gołym okiem,  ale za to wyczuwalne pod palcami.  Ponadto nie rozpuszczają się w czasie masażu, dlatego czas jego użycia możemy dostosować do własnych potrzeb.  Jednak nie dajmy się zwieść tym niepozornym drobinkom, bo wbrew pozorom mają one dużą moc zdzierania. Według mnie oczyszczają twarz w podobnym stopniu co Orzechowo - morelowy peeling Soraya. Dla mnie jest to ogromną zaletą tego kosmetyku, moja mieszana skóra bardzo lubi mocne "zdzieraki".


Peeling ten bardzo dobrze oczyszcza, skóra po jego użyciu jest wygładzona, odświeżona i gotowa na przyjęcie maseczki czy kremu. Świetnie napina skórę i usuwa wszelkie zanieczyszczenia.
Kosmetyk po zmyciu ciepłą wodą nie pozostawia na twarzy żadnej tłustej/ochronnej warstewki.

Dodatkowym atutem jest jego cena: 6-8 zł. 

Jedyne do czego mogę się przyczepić, to zbyt mała ilość drobinek peelingujących, ale to już takie moje czepialstwo :-)


Podsumowując: świetny, polski kosmetyk, za niewielkie pieniądze.

Znacie jakieś kosmetyki tej firmy??

środa, 14 stycznia 2015

Płyn micelarny Celia de Luxe

Płyn micelarny
Oczyszczanie
do demakijażu twarzy i oczu
wyciąg z pereł i kwas hialuronowy
Celia de Luxe


Płyny micelarne już na stałe zagościły na mojej łazienkowej półce. Świetnie się u mnie sprawdzają do demakijażu oczu. Twarz tym kosmetykiem zmywam rzadziej, z reguły wtedy gdy dopadnie mnie tak zwany "leń". Nie przywiązuję się jednak do jednej firmy, bo lubię testować nowości, dlatego też za każdym razem kupuję taki, którego jeszcze nie miałam. W tej chwili kończę płyn micelarny z Celii, o którym Wam dzisiaj troszkę opowiem.

Informacje od producenta:
Polecany do wszystkich typów cery w każdym wieku. Zawiera ekskluzywny wyciąg z naturalnych pereł, kwas hialuronowy, glicerynę i d - pantenol.
Zalety:
- starannie usuwa ze skóry zanieczyszczenia i resztki makijażu,
- łagodzi podrażnienia i zaczerwienienia,
- pozostawia skórę delikatną w dotyku,
- formuła 2 w 1 skutecznie zastępuje mleczko i tonik.

Skład:
aqua, PEG-7, glyceryl cocoate, glycerin, PEG-40 hydrogenated castor oil, sodium hyaluronate, hydrolyzed pearl, sea salt, panthenol, disodium EDTA, DMDM hydantoin, lodopropynyl butylcarbamate, methylisothiazolinone, parfum


Moja opinia:
Kosmetyk znajduje się w wysokiej, smukłej białej plastikowej butelce o poj. 200 ml.  Szata graficzna prosta, nieprzeładowana, miła dla oka, ale ze wszystkimi niezbędnymi informacjami na temat produktu. Wadą tego opakowania jest to, że jest ono nieprzezroczyste,  przez co nie można precyzyjnie określić stopnia zużycia płynu.
Butelka wyposażona jest w zamknięcie na zatrzask, które niestety nie jest zbyt trwałe, ponieważ już na początku użytkowania oderwał mi się jeden z "zawiasów". 
Otwór dozujący odpowiednich rozmiarów, więc nie ma problemu z ilością płynu, która wylewamy na wacik, a co za tym idzie nie marnujemy niepotrzebnie kosmetyku.
Zapach ładny, delikatny, przyjemny, nienachalny jednak niewyczuwalny po aplikacji.
Konsystencja, typowa dla tego tupu kosmetyków, czyli wodnista. 

Dobrze radzi sobie ze zmywaniem codziennego makijażu, zarówno z twarzy, jak i oczu.
Świetnie odświeża twarz, nie ściąga skóry, nie przesusza wrażliwych okolic oczu.
Delikatnie się lepi po aplikacji, ale ja i tak zawsze po płynie micelarnym używam jeszcze żelu do mycia twarzy, więc nie jest to dla mnie wada, która dyskwalifikowałaby ten kosmetyk.
Ponadto nie szczypie w oczy, nawet jeśli wyleje nam się na wacik odrobinę więcej płynu niż zamierzaliśmy.

Dodatkowym atutem jest jego niska cena (ok. 8 zł) i fakt, że jest to  polski kosmetyk.


Podsumowując: dobry płyn do codziennego demakijażu. Bardzo chętnie jeszcze kiedyś do niego powrócę.


Znacie kosmetyki Celii?? 
Macie wśród nich swoich ulubieńców??

środa, 7 stycznia 2015

czytam bo lubię #3


Jakoś nie mogę się zebrać do napisania recenzji jakiegoś kosmetyku, dlatego dzisiaj luźny wpis o książkach, które niedawno przeczytałam. W dalszym ciągu korzystam z biblioteki w moim miasteczku, która o dziwo ma w miarę sensową bazę książek. 
Oto mój ostatni stosik książek:






Kamienny krąg Jean-Christophe Grange
Lubię książki tego francuskiego autora, ale akurat ta jest najsłabsza ze wszystkich jakie do tej pory przeczytałam. Momentami nudne naukowe wywody skutecznie zniechęcały do dalszego czytania. Bajkowe, mało realne zakończenie sprawiło, że nie mogłam uwierzyć, że napisał to Grange. Ze swojej strony polecam Przysięgę otchłani, Czarną linię, Las cieni czy Zmiłuj się są o wiele lepsze.

















Cel Simon Kernick
Typowa książka akcji, gdzie trup ściele się gęsto. Główny bohater to zwykły człowiek, nie mający nic wspólnego z przestępczym światkiem, nagle i zupełnie niespodziewanie zostaje wciągnięty w sam środek zabójczej intrygi.
Główny bohater ma więcej szczęści niż rozumu, wychodzi cało z wszelkich tarapatów, niemal bez żadnego draśnięcia. Miejscami to tak nierealne, że aż śmieszne, ale czyta się szybko i  z zaciekawieniem, a chyba o to chodzi w tego typu książkach.













Wielbiciel Charlotte Link
Często sięgam po książki tej autorki, jednak ta mnie nieco rozczarowała. Jak dla mnie, Pani Link, za bardzo skupiła się na części obyczajowej, a mniej na wątku kryminalnym. Za dużo w niej wątków pobocznych, a za mało akcji. Pomimo tego polecam książki tej autorki, a ta wbrew wszystkiemu jest warta przeczytania, chociaż jest to jedna z najsłabszych jej książek.













Rany kamieni Simon Beckett
To ostatnia książka tego autora, zupełnie różna od pozostałych 4, które już dawno mam przeczytane. Ten thriller jest łagodniejszy, nie znajdziemy w nim  robactwa, rozkładu, smrodu jakże typowych dla poprzednich książek tego autora. Tutaj mamy niemal sielski krajobraz francuskiej wsi. Jest tajemnica, odludna farma, duszna, monotonna atmosfera i wszech obecny upał. Bardzo lubię, jak w trakcie czytania dowiaduję się, dlaczego książka została zatytułowana tak, a nie inaczej. Tutaj to wyjaśnienie jest sensowne i ściśle powiązane z treścią książki.
Jeśli ktoś nie zaczął jeszcze czytać książek Becketta to polecam zacząć właśnie od tej pozycji.
Książka jest dobra, ale w porównaniu z poprzednimi tylko dobra. No i , nad czym ubolewam, brak w niej Davida Huntera.










Pewnego dnia Emily Giffin
Lubię czasami (choć nie za często) oderwać się od kryminałów i sensacji, od krwi i pościgów, a książki Giffin nadają się do tego idealnie. Pewnego dnia to książka lekka, choć traktująca o poważnym temacie: adopcji i poszukiwaniu swoich korzeni. Powieść czyta się szybko, przyjemnie, ale niestety cała fabuła bardzo przewidywalna.
Zakończenie, mnie osobiście, rozczarowało. Typowo amerykańskie pt.: "wszyscy jesteśmy jedną, wielką, szczęśliwą rodziną". Jeśli ktoś lubi typowo "babskie czytadła" to polecam.






Co ciekawego czytacie teraz??

piątek, 2 stycznia 2015

denko grudzień 2014

Lubię wpisy denkowe, bo utwierdzają mnie w przekonaniu, ze jednak coś tam zużywam, a nie tylko kupuję :-)
To ostatnie pudełeczko roku 2014, ilość zużytych kosmetyków nie jest może powalająca, ale mnie zadowala, tym bardziej, że bardzo mocno ograniczyłam zakupy nowych produktów.


A w pudełeczku, jeszcze przez chwilę, zanim wszystko nie wyląduje w koszu,  można znaleźć takie oto puste opakowania:

Mydło do rąk o zapachu Melon Tango Balea, uwielbiam te mydła za ich genialne zapachy, chociaż zdarza się, że przesuszają dłonie, ale wtedy krem do rak idzie w ruch i mamy dwa zużycia za jednym zamachem :-)

Mydło do rąk w piance o zapachu Mango&Hibiskus Bath & Body Works; te mydełka również uwielbiam, fajne połączenia zapachowe, dosyć wydajne, szkoda tylko, że ich cena nie zachęca do częstszego zakupu. O mydle w piance tej firmy, chociaż w innej wersji zapachowej, możecie poczytać tutaj

Peeling do ciała o zapachu Melon&Arbuz Farmona, to już kolejny mój egzemplarz tego peelingu, zmieniam tylko wersje zapachowe, zdziera na całkiem przyzwoitym poziomie, bardzo fajne połączenia zapachowe, mała pojemność, dzięki czemu nie zdąży się znudzić, jedyny minus to zbyt twarde opakowanie; więcej o peelingu, chociaż w innej wersji zapachowej, możecie poczytać tutaj

Peeling myjący o zapachu Jabłko&Cynamon Balea, bardzo delikatny, więc bez obaw możemy stosować nawet w najbardziej wrażliwych miejscach, np. na dekolcie, ja stosowałam w zasadzie jako żel pod prysznic - jak dla mnie zbyt delikatny, wolę mocniejsze zdzieraki.

Maska kremowa Hydro Balance Apis, niestety przegapiłam datę ważności, więc zużyłam jako balsam do ciała, ładnie pachniała, dobrze się wchłaniała. Utwierdziła mnie tylko w przekonaniu, że chcę wypróbować inne kosmetyki tej firmy.

Kolagenowy żel do mycia Lagenko, zużyłam do mycia twarzy, zaskoczyła mnie wydajność tej maluteńkiej próbki, już niewielka kropla wystarczyła na umycie całej buźki, dlatego też wystarczył mi na ok. 2 tygodnie codziennego stosowania.

Kojący bio krem do twarzy Kozie Mleko na noc Delia, ogromny plus za opakowanie z pompką, nieco mniejsza pojemność niż standardowych opakowań, bo tylko 30 ml, nawilżał na przyzwoitym poziomie, dobrze się wchłaniał; ładnie, delikatnie, nienachalnie pachniał. Byłam z niego bardzo zadowolona.

Delikatnie oczyszczający tonik Himalaya Herbals; tonik o dobrym działaniu, ładnie oczyszczał twarz z resztek zanieczyszczeń, koił skórę, łagodził zaczerwienienia, ładnie pachniał, u mnie się sprawdził w 100%.

Maska zwiększająca objętość włosów Loton, niestety nie zauważyłam po niej żadnych efektów, a używałam regularnie, oprócz tego, że ładnie pachniała, jak dla mnie nie ma żadnych zalet.

Żel pod prysznic o zapachu Mango Camille, ładny owocowy zapach, jednak konsystencja zbyt galaretkowata, co sprawiało, że zamiast na ciele lądował na dnie wanny.


Puder prasowany Mayfair, bardzo lubię ten puder i często do niego wracam, u mnie idealnie sprawdza się transparentna wersja, ale jak widać opakowanie nie należy do najmocniejszych, przez co niestety nie radzę go nosić w torebce.

Nawilżająca odzywka do włosów Nashi, świetnie się sprawdziła na moich włosach, po jej użyciu były miękkie, gładkie i bezproblemowo się rozczesywały. Chętnie bym kupiła pełnowymiarowe opakowanie.

Chusteczki odświeżające, tutaj akurat jakieś z Biedronki,  zawsze mam przy sobie jakieś opakowanie mokrych chusteczek, te były dobrze nasączone i super się sprawdziły do demakijażu twarzy.


Maseczka do twarzy z miodem i mlekiem Balea, dobrze nawilżyła i odżywiła skórę twarzy, jednak zostawia tłustą warstwę, którą mi bardzo przeszkadzała, zatem lepiej sprawdzi się wieczorem przed spaniem,  niż rano pod makijaż.

Próbka kremu na noc Ingrid 

*************************************
I to to tyle moich zdenkowanych kosmetyków w miesiącu grudniu.
Styczeń ogłaszam miesiącem próbek, postanowiłam, że zanim otworzę kolejny pełnowymiarowy krem na noc, zużyję wszystkie próbki, jakie mi zalegają, mam nadzieję, że wytrwam w postanowieniu - trzymajcie kciuki :-)

Blogger news

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...